Nancy Meyers do tej pory była przeze mnie postrzegana jako reżyserka, która etatowo marnuje powierzone jej tematy. Zarówno "Czego pragną kobiety" (facet, który zna myśli i pragnienia kobiet), jak
Nancy Meyers do tej pory była przeze mnie postrzegana jako reżyserka, która etatowo marnuje powierzone jej tematy. Zarówno "Czego pragną kobiety" (facet, który zna myśli i pragnienia kobiet), jak i "Lepiej późno niż później" (miłość w wieku dojrzałym) opierały się na ciekawych pomysłach, lecz zostały trywializowane przez banalne schematy i rozwiązania. W "Holiday" paradoksalnie to rdzeń fabuły jest dość płytki, a wykończenie zaskakująco dobre i błyskotliwe. Iris (Kate Winslet), jak sama o sobie mówi, jest postacią drugoplanową i zakochuje się w niewłaściwych mężczyznach. Jej obecny obiekt westchnień właśnie zaręczył się z inną. Żyjąca po drugiej stronie kuli ziemskiej Amanda (Cameron Diaz) dowiaduje się, że człowiek, z którym mieszka i którego kocha, był jej niewierny. Dwie kobiety, które nigdy się nie spotkały i mieszkają w odległości kilku tysięcy kilometrów, spotykają się w sieci, na stronie pomagającej zaaranżować zamianę domów, co też na okres świąt czynią. Iris wprowadza się do domu w słonecznym Los Angeles, a Amanda przyjeżdża na pokrytą śniegiem angielską wieś. Wkrótce po przybyciu na miejsce, obie kobiety odnajdują to, czego najmniej się spodziewały i od czego uciekły: facetów. Pierwsza pozytywna rzecz, która rzuca się w oczy, to scenariusz. Dobrze kreśli on bohaterów, stara się unikać jednoznaczności i poza obowiązującymi w komedii romantycznej wygłupami, serwuje dowcipy na poziomie, które trafnie określają damsko-męskie relacje. Dodatkowo wiele mówi się o kinie, jego środowisku i uczuciach, jakie wywołuje u widzów. Wątek doświadczonego scenarzysty wnosi do filmu niespotykany ostatnio ładunek nostalgii i szacunku dla starszego pokolenia, którego to pokazywania z fizycznego punktu widzenia Hollywood tak bardzo się boi. To przełamanie "estetycznego" emploi nie jest jednak zwykłym pretekstem do streszczenia banalniej i schematycznej historii, jak miało to miejsce w "Lepiej późno niż później". Każdą z postaci można bez problemu odnieść do rzeczywistości, zbijając tym samym barierę między ekranowymi a realnymi perypetiami przedstawionych ludzi. Także aktorzy świetnie wywiązują się z powierzonych im zadań, czym uwiarygodniają przedstawiane przez siebie role i interesują nimi widza. Kate Winslet jak zawsze jest wyborna, Jack Black tym razem zaskakująco szarmancki, a Jude Law w nietypowej jak na etykietkę żigolaka roli świetnie się odnajduje. Nawet Cameron Diaz wzbudza sympatię. W związkach tego kwartetu czuje się tak zwaną "ekranową chemię", co w takim gatunku jak komedia romantyczna jest niezbędne, a co tak rzadko się udaje. Generalnie cały film utrzymany jest w lekkiej, ciepłej atmosferze, bez wulgaryzmów i tak eksploatowanych ostatnio kloacznych żartów. "Holiday" jest idealną propozycją zarówno dla tych bardziej, jak i mniej romantycznych widzów, gdyż jego forma nie stara się nam przypodobać, czy wtopić w pewien modny wzorzec, który ma gwarantować wysoki wynik kasowy danej produkcji. Chciałoby się określić ten film jednym, a jakże przyjemnym słowem: niezobowiązujący. Szkoda, że takie kino nie może powstać w Polsce, która zalewana jest potokiem pozbawionych pomysłu głupawych historii ściągających masy tylko po to, by zarobić i wyprodukować jeszcze jeden ogłupiający gniot. W jednej ze scen Kate Winslet mówi: "Kocham rzeczy banalne". Ale nawet banały (nasi drodzy reżyserzy) trzeba umieć pokazać, a to Nancy Meyers bez wątpienia się udało. Sebastian Pytel